Składniki (na 1 niewielką porcję):
- 150g pochrzynu,
- 2 łyżki maranty trzcinowatej,
- 2 łyżeczki mąki kokosowej,
- ok. 5 łyżek wody, w której gotowała się bulwa,
- sól, pieprz*.
- 1 łyżka oleju kokosowego,
- garść świeżej szałwii (lub łyżka suszonej).
*w przypadku protokołu autoimmunologicznego pieprz należy wyeliminować jako warzywo psiankowate.
Następnie dodajemy wszystkie pozostałe składniki, a także sól i pieprz i dokładnie mieszamy. Jak już łyżka stanie dęba, zaczynamy wyrabiać ręką. Początkowo można dodać mniej wody, zawsze można dolać w razie potrzeby. Konsystencja ma być taka, aby ciasto się lepiło, ale łatwo odchodziło od rąk.
Odrywamy po kawałku i, najlepiej na desce, rolujemy wałki, a następnie odkrawamy 2-centymetrowe kawałki. W międzyczasie gotujemy wodę w garnku, odrobinę solimy (zawsze jak już woda zacznie wrzeć, inaczej wolniej się gotuje) i wrzucamy po kilka kopytek. Zasada taka sama jak z pierogami – muszą wypłynąć na powierzchnię (w sumie gotujemy około 5 minut każdą porcję). Lepiej gotować po kilka, bo inaczej skleją się i obniży się temperatura wody. Wyjmujemy łyżką cedzakową do miseczki.
W tym czasie rozgrzewamy olej kokosowy na patelni i na gorący wrzucamy szałwię. Szałwia sama w sobie jest dość gorzka, ale po podsmażeniu zyskuje wspaniały aromat. Jak poznać czy kiedy można dołożyć kopytka? Szałwia zacznie pachnieć w inny sposób niż świeża – wydobędzie się orzechowy aromat. W tym momencie należy wrzucić kopytka i chwilę podsmażyć, obtaczając w oleju z ziołami. Uwaga: kopytka łatwo przywierają!
Możecie użyć dowolnych ziół, albo przygotować jakiś sos. Gwarantuje, że ten przepis zrewolucjonizuje Wasze dotychczasowe myślenie o pochrzynie:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz