Czy wiecie, że dieta bałtycka (tak, takie określenie istnieje w literaturze!) ma niezywkle korzystny wpływ na zdrowie? A to dlatego, że w swych założeniach przypomina zasady diety śródziemnomorskiej (z wyjątkiem stosowania niskotłuszczowych i odtłuszczonych produktów nabiałowych oraz zwiększonego nacisku na konkretne grupy owoców i warzyw). Powstało pojęcie zwane Baltic Sea diet Score (BSDS), które opiera się na następujących założeniach:
- wysokie spożycie owoców takich jak jabłka, gruszki i owoce jagodowe,
 - wysokie spożycie warzyw jak pomidory, ogórki, warzywa liściaste i korzeniowe, kapusta, groszek,
 - mleko niskotłuszczowe i odtłuszczone,
 - spożycie żyta, owsa i jęczmienia,
 - popularne ryby tj. łosoś i inne słodkowodne,
 - zrównoważony stosunek wielonienasyconych kwasów tłuszczowych do kwasów nasyconych i tłuszczów trans,
 - małe spożycie czerwonego i wysoko przetworzonego mięsa,
 - umiarkowana ilość tłuszczów w diecie,
 - niskie lub umiarkowane spożycie alkoholu.
 
No cóż, w protokole autoimmunologicznym wykluczamy zboża, ponieważ straty związane z posiadaniem ich w diecie przewyższają potencjalne korzyści. To samo tyczy się nabiału. Jednak wysokie spożycie lokalnych warzyw i owoców w połączeniu z przeciwzapalnymi tłuszczami (oliwą i olejem kokosowym), czyni ją nieraz bogatszą od diety zwykłego Kowalskiego, który nie przywiązuje wagi do tego, co ma na talerzu.
Ryby – i tu powstaje oczywiście pytanie, gdzie i jakie kupować? Odsyłam Was do bloga Ani, która chyba wyczerpała temat i ja więcej już dodać nie mogę. Polecam jednak dowiadywać się skąd pochodzą ryby? Jeśli z hodowli to jak są karmione? Jeśli są ekologiczne to na jakiej podstawie wydano certyfikat?
Wracając do bohatera posta – okoń morski, inaczej labraks jest drapieżnikiem występującym we wschodniej części Oceanu Atlantyckiego, w Morzu Północnym, Śródziemnym i Czarnym. Osiąga wielkość 80 cm i wagę 7 kg. Znakiem rozpoznawczym jest czarny punkt znajdujący się na wieczku skrzelowym. Żywi się on małymi rybami. Jest bardzo cenioną i szlachetną rybą. Okonia charakteryzuje białe, chude i delikatne mięso. Zawiera ono mniej niż 1% tłuszczu. Znawcy uważają, że aby nie popsuć jego wspaniałego i delikatnego smaku nie powinno się go niczym przyprawiać – wystarczy ugotować go na parze lub upiec w grubo zmielonej, morskiej soli. Nie zalecane jest jednak wędzenie i grillowanie tej ryby, gdyż po obróbce mięso jest suche.
A więc mój sposób na okonia jest idealny i nadzwyczaj prosty – nie ma możliwości przeciągnięcia ryby, w związku z czym nigdy nie wyjdzie sucha jak wiór.
Składniki:
- dowolna ryba w całości (ok. 300g),
 - kilka plasterków cytryny,
 - pęczek świeżych liści kolendry (opcjonalnie),
 - sól himalajska.
 
Tak przygotowaną rybę wykładam na papier do pieczenia, a końce zawijam dokładnie, aby stworzyć „kieszonkę parową”.
Tak przygotowany pakunek wkładam do piekarnika nagrzanego do 190 C (opcja z termoobiegiem) na 20-22 minuty. Po tym czasie ryba jest gotowa.
Z czym ją podaję? Jeśli wprowadziliście psianki to pieczone ziemniaki będą idealnym dodatkiem, tak samo jak prosta sałatka z ogórka, pomidora i cebuli z oliwą. Jeśli psianki dopiero przed Wami to najlepszym rozwiązaniem będą bataty pieczone z rozmarynem, do tego świeży i małosolny ogórek z cebulką lub dowolna sałata, na przykład taka jak tutaj.
* Gerard E. Mullin „Zadbaj o równowagę mikroflory jelitowej”.



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz