sobota, 15 lutego 2014

„Ayubowan” i „you want tuk-tuk”, czyli podróż w poszukiwaniu zęba Buddy

Rozwiewając wszelkie wątpliwości – zęba nie znaleźliśmy! Nie było go ani w Kandy, ani nigdzie indziej:) Ba! Nie tylko my go nie znaleźliśmy – nikt go nie widział.
Tym razem, jak w przypadku Hawany, nie było to twarde lądowanie ani zderzenie z rzeczywistością. Nie uderzyła nas ani bieda, ani zniszczone budynki tylko potworna fala gorąca połączona z lepkim wilgotnym powietrzem.

Hasło wyjazdu? „NO TUK-TUK TODAY AND TOMORROW”

Ajjjj, jak o tym myślę to z łezką w oku wracam do głębokich rozmów z kierowcami tychże komicznych pojazdów:
– Good morning, sir! – zagadaują
– Good morning – odpowiadamy
– You want tuk-tuk?
Zawsze to samo :D Po pewnym czasie straciłam nadzieję na dłuższą konwersację, bo jeśli tylko nadarzyła się okazja do rozmowy i przeciągnęła się ona choćby o pół minuty dłużej to padało kolejne pytanie:
- Maybe you want tuk-tuk later today or tomorrow?
Oczywiście nawet jeśli odmówisz jednemu to za metr, dosłownie, stoi inny, który zadaje dokładnie takie samo pytanie. No dobra, może przywitanie się różni. Czasem zaczynają „Hi” lub „Hello”. Odmawianie nie jest proste, ale przetrwaliśmy. Sukces!

Podróże autobusami? Niezapomniana przygoda. Nie dość, że tanio to zawsze można np. przez dwie godziny jechać ze wszystkimi bagażami na kolanach, kiedy właśnie tuż nad Twoim kolanem ktoś zapalił trzy duszące kadzidła, a nie ma klimatyzacji i okna ledwo się otwierają! Albo wszyscy oglądamy film! To nie żart – i to nie był Bollywood, tylko miłosny film sensacyjny, sama nie wiem jak to opisać:) Czasem na filmie nie można się skupić, bo nad głową kierowcy wisi „ikonka” z Buddą. To nie jest zwykła ikonka! Buddów jest trzech, a ikonka miga kolorowymi światełkami. Albo np. słuchamy muzyki, i to jest rarytas, bo czasem leci radio, z którego niewiele można zrozumieć. Albo jest tzw. „tea time” i kierowca wraz z całym autobusem wychodzi na herbatkę lub inny napój do przydrożnego baru. Ty też możesz, o ile nie masz wszystkich bagaży na kolanach i nie chcesz stracić miejsca:) A wysiada się zazwyczaj w biegu, tzn. autobus nie zatrzymuje się całkowicie. To jeszcze nic. Oni wyprzedzają na zakrętach pod górę i jeszcze na trzeciego. Ale dziwnym trafem zawsze dojeżdżasz tam gdzie chcesz i wszyscy służą pomocą. A wypadków drogowych nie widzieliśmy. Tuk-tukiem też można wszędzie dojechać, byle nie pod górę, bo brzmi jakby miał silnik od kosiarki. I moc też podobna, ale jedzie! Dużo drożej niż autobus, ale jedzie. I jaki komfort!


Rada na przyszłość? Nigdy i nigdzie nie zamawiamy kwater przez Internet. Bo oczywiście można, Lankijczycy są bardzo postępowi, ale w ogłoszeniu nikt nie pisze, że po dachu latają małpy, które zaglądają także przez okna, w pokoju są jaszczurki, a o ciepłej wodzie można tylko pomarzyć. Wyznacznikiem klasy pokoju jest klimatyzacja, w ich mniemaniu oczywiście. Czasem niezapowiedziani goście w pokoju pojawiają się nie wiadomo skąd, np. żaba, albo karaluszki. Generalnie wrażeń nie brakuje.


Co jeszcze? Zwiedzając fabrykę herbaty można trafić na panią przewodnik, która zna kilka polskich słów (dotyczących herbaty). Obrazek dość wesoły. Pani w sari twardo wymawiająca nasze zbitki zgłoskowe.


A już całkowicie niezapomnianym przeżyciem jest autentyczne lankijskie jedzenie. O ile po pierwszym kęsie wytrzymasz ostrość. Bo to nie jest po prostu ostre, mój próg ostrości jest dość wysoko. To jest mega ostre, ale przy tym tak smaczne, że wciąż chcesz więcej. I do tego różnorodne. Weganie mają tu raj! W dużym skrócie – curry można zrobić ze wszystkiego – z mango, ananasa, bakłażana, dyni, marchewki, banana. No i jeśli trafisz dobrze, czyli do kogoś kto gotuje i podaje z sercem, to dostaniesz sześć różnych miseczek z curry i ogromną porcję ryżu. A na dokładkę zawsze możesz liczyć, jeśli masz siłę i pojemny żołądek! 


Śniadanie też jest na ostro. Trochę uboższe, bo tylko góra makaronu ryżowego, curry z ciecierzycy i wiórki kokosowe z chili. A jeśli zgłodniejesz między śniadaniem a obiadem to zawsze możesz zjeść rotti z warzywnym lub owocowym wkładem (rodzaj naszego krokieta), hopper, czyli naleśnik z mąki ryżowej, kottu rotti, czyli siekane smażone warzywa z siekanym chlebem rotti albo furę owoców i warzyw. Wybór jest!


A poza tym Sri Lanka kusi surfingiem, nurkowaniem, alkoholem wytwarzanym z kokosa, który smakuje jak podfermentowane whisky, słabym piwem, pysznymi sokami z owoców, o których istnieniu nawet nie wiesz, lankijczykami, którzy pieją z zachwytu nad kolorowymi tatuażami, szybkimi zachodami słońca, kolorami i różnorodnością kulturową. Bo oprócz licznej grupy buddystów żyją tu chrześcijanie, hindu i muzułmanie. Kobiety noszą się w sari, tradycyjnych muzułmańskich strojach lub po europejsku. Mężczyźni natomiast często noszą sarongi.
Jak ja chcę tam wrócić!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...