Były już 
pochrzynowe frytki, w zasadzie da się je zrobić ze wszystkiego co po upieczeniu będzie chrupiące. Przyznam, że próbowałam jedynie z pasternaku i są to jedne z moich ulubionych, a podobno pyszne są także z selera. Jednak liście moich top warzyw zawsze będzie dynia, zwłaszcza piżmowa i hokkaido. Piżmowa po upieczeniu staje się gładka, maślana, hokkaido natomiast jest mięsista, zwarta, ale obydwie są słodkie i co jest ich wielką zaletą – nie są wodniste. Po obróbce termicznej nie tracą swojej konsystencji, co sprawia, że nadają się zarówno do wszelkiego rodzaju dań typu leczo czy curry. No i oczywiście frytki wychodzą z nich idealne:)
Składniki (na 1-2 porcje):
- 200g dyni piżmowej lub hokkaido,
 
- 1 łyżka oleju kokosowego (roztopionego),
 
- 1 łyżeczka cynamonu,
 
- 1 łyżeczka imbiru w proszku.
 
Piekarnik nastawiamy na 210 C. Dynię myjemy, odkrawamy kawałek i bez obierania skóry kroimy w cienki paski. Wrzucamy do miski, mieszamy z olejem i przyprawami i wykładamy na papier do pieczenia tak, aby frytki się ze sobą nie stykały. W piekarniku wystarczy im 20 minut, w skrajnych przypadkach 25.
Tytułem wyjaśnienia: ja dyni nigdy nie obieram ze skóry, bo mimo, że podczas krojenia surowego warzywa jest bardzo twarda to pod wpływem temperatury mięknie i nadaje dodatkową smakową teksturę. Jeśli jednak chcecie się pozbyć skóry z dyni, to lepiej to zrobić po upieczeniu.
To teraz czekam na Wasze frytkowe pomysły :)
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz